Czytelnia : Joachim "wrażenie rajskiego ogrodu" (3)
Zbigniew Kowalewski 2013-03-09

Zakazany owoc zawsze kusi, a szczególnie w tym niesamowitym okresie rozwoju chłopięcego organizmu. Joachim czytał wybrane z biblioteki dwa opasłe tomy Louisa Aragona i chociaż niewiele rozumiał z jego „Pięknych dzielnic” wzbudzał takim wyborem niejakie zainteresowanie wśród pozostałych młodzieńców na wielkiej sali zamienionej na sypialnię. Zmuszał się do tej lektury, bo wiedział, że nie uniknie rozmowy o tym, co autor napisał. Nie po raz pierwszy i nie ostatni, w swoim życiu wybierał coś, co go naprawdę przerastało, ale postanowił się z tym zmierzyć nawet, jeśli nie miał wystarczająco dużo sił i rozumu. Dojrzewający Achim był zbyt zawzięty i uparty, żeby zwrócić tę książkę do biblioteki przyznając rację narzeczonej Pana Juranka, że to dla niego jest rzeczywiście zbyt trudne. Nie chciał się upodabniać do czytających bajki smarkaczy, bo jego chłopięce myśli krążyły wyżej i dalej, niż opowiadane przez wychowawczynie legendy i baśnie o Kocie w butach, Śpiącej Królewnie i zaklętym w żabę królewiczu. Biedny Joachim nigdy nie poczuł się królewiczem. Nawet w takim pałacu przypominał raczej brzydkie kaczątko i pokrytego jadowitymi purchlami ropucha.
To, co wyróżniało go naprawdę spośród gawiedzi, to głos i słuch. Wychowawcy i opiekunowie musieli to wreszcie zauważyć i pozwalali mu prowadzić solowe partie pieśni, które w pełni wybrzmiewały w zbiorowym refrenie z kilkudziesięciu młodych gardeł i ust. Piosenki pozwalały niemiłosiernie fałszującym dzieciom, zagłuszyć ich wielki smutek i skrócić oczekiwanie na list z odległego domu. Przebyte choroby i anemia, nie były jedynym powodem pobytu dziewcząt i chłopców w tej zamkniętej przestrzeni. Oficjalnie mówiło się o szalejącej epidemii ospy, ale Joachima zaszczepiono już w hallu opolskiego dworca kolejowego i powinien być już po tym zabiegu bezpieczny. Być może w każdym z tych dorastających, młodych ludzi tkwiła ta sama, rozdzierająca serce zadra, która żadnemu z nich nie dawała spokoju i nie pozwalała spokojnie zasnąć. Joachim miał na to wypróbowany sposób, bo znał wystarczająco dużo baśni, które babcia i dziadek opowiadali mu do snu. Mama potrafiła pięknie śpiewać i po niej miał zadziwiającą łatwość zapamiętywania melodii. Jednakże wśród nocnej ciszy Joachim nie mógł śpiewać, więc musiał ograniczać się do opowiadania sąsiadującym z nim chłopcom zapamiętanych śląskich godek, berów i klechd. Z czasem wyczerpał mu się ów repertuar i nie mogący zasnąć chłopcy zaczęli się zastanawiać nad skuteczną metodą walki z bezsennością. Istniał taki wypróbowany sposób szybkiego przejścia z jawy w zupełnie odmienny stan. Wystarczyło wziąć głęboki oddech, a przytrzymująca delikwenta grupa oplatała go ramionami i natychmiast mocno ściskała nie pozwalając mu na zaczerpnięcie powietrza.
Omdlenie było, jak sen... Być może w takim stanie wziął go w swoje potężne ramiona sąsiadujący z nim partner i nie wypuścił, aż Joachimowi powróci świadomość tego, co się z nim dzieje. Nie zdawał sobie wówczas sprawy z tego, co zaszło i jak go wykorzystano. Czy obroniłby się przed atakiem silniejszego, opanowanego żądzą, bezkarnego małolata? Nawet podejrzewając najgorsze, nie mógł obnosić się ze swoim wstydem, a na pewno zwierzyć się z niego dorosłym. Pragnął się tylko wyrwać z tego miejsca i wrócić do rodzinnego domu. Urok arystokratycznej siedziby niemieckiego grafa prysł i już nie cieszyły go nawet seanse francuskich filmów z serii płaszcza i szpady. na ekranie królował niepodzielnie Chevalier de La Gardaire z wielbicielkami osobistego uroku, siły i dowcipu. Inteligencja i spryt Achima pomogła mu wprowadzić w błąd narzeczoną Pana Juranka, ale tak naprawdę, chłopiec oszukiwał sam siebie. Pragnął odrobiny iluzji, szczęście i spokoju, jak kania dżdżu... I kiedy pojawiła się okazja, wykorzystał ją wiedząc, że u celu będzie jedynie rozczarowujący fakt ...
Niedosłyszący, czymś innym zajęty Maroń nie dosłyszał swojego nazwiska. Za to wpatrzony w usta wychowawczyni, Joachim Staroń znakomicie udawał, że też się przesłyszał i błyskawicznie wstał z pewnością, że to do niego, a nie do kogo innego ktoś przyjechał w odwiedziny. Psychologowie pewnie by dokładniej wytłumaczyli przyczynę tak irracjonalnego zachowania Joachima. Nie miał najmniejszych szans na spotkanie z rodzicami, którzy tego słonecznego dnia mogli być wszędzie, ale na pewno nie tutaj, gdzie tego najbardziej pragnął ich usychający z tęsknoty syn. Powoli pokonywał dębowe schody, schodząc stopień po stopniu, jakby chciał przedłużyć ów czas iluzji, oddalając zarazem nieuchronny moment odkrycia prawdy.
Udawał radość z oczekiwanego spotkania, a w istocie grał, jak utalentowany aktor, rolę swego życia. W tej ulotnej chwili czuł się, jak wybraniec, bo przecież to właśnie o nim pamiętali najbliżsi, ukochani rodzice. Wiedział, że tym momencie zazdroszczą mu wszyscy rówieśnicy, którym narzeczona Pana Juranka opowiada śląskie legendy i prawi bajki. On sprawił, że przynajmniej w czasie przedłużającej się wędrówki na spotkanie z obcymi ludźmi, był w stanie przeżyć podobny stan, jakby to rzeczywiście jego tata i mama czekali na parterze.
Ale to było marzenie ściętej głowy i musiał się przygotować na konfrontację z rozczarowanymi gośćmi. Należało z godnością znieść widoczny na ich twarzach wyraz niepokoju i nieprzyjemny, odruchowy grymas odrzucenia jego osoby przez oczekujących na swoje dziecko rodziców. Trudno... kiedyś pewnie i do niego ktoś przyjedzie. Zabierze go ze sobą z powrotem, by już na zawsze zapomnieć o upokorzeniu i nigdy, przenigdy w to magiczne miejsce nie powrócić.
cdn...
TWOIM ZDANIEM
Taka Warszawa w obiektywie J. Urbaniaka




... nie tylko od święta

Rogale marcińskie
Efekt Φ


Redakcja - Kontakt - Napisali o nas - Nasze bannery | |||||||||||||
Copyright © 2002-2019 Wydawnictwo Internetowe Album Polski | ![]() | Powered by | ![]() | ||||||||||
Wszystkie prawa zastrzeżone. |