GI¯YCKI FOTOPLASTYKON: buty by³y nieprzemakalne...cz.10,ost.
Jerzy ¦wierczek 2013-03-16

(Jak sobie obecnie kojarzê, gdzie by³a chlewnia – to obecnie znany mi obiekt – piekarnia pruska, która posiada³a wydajno¶æ wypieku kilkaset bochenków chleba, tam by³y wykonane z drewna buchty, a których hodowano z 100 prosiaków o ró¿nej wadze)
Bardzo indywidualnym ¿o³nierzem s³u¿by czynnej by³ szeregowy Wacek chlewniarz tej ¶wiñskiej hodowli, który tam przebywa³ ca³y dzieñ i nawet nocowa³, nie obchodzi³a go ¿adna s³u¿ba, ani æwiczenia, chocia¿ mia³ swoje ³ó¿ko w plutonie gospodarczym (obecnie pomieszczenia muzeum twierdzy) Trzy razy dziennie przyje¿d¿a³ tylko pod sto³ówkê wozem zaprzêgniêtym w jednego konika zjada³ posi³ek i zabiera³ zlewki dla swoich podopiecznych.(Sto³ówka i kuchnia znajdowa³a siê w baraku opodal sztabu – koszarowiec 2, obecnie plac zabaw)
Jad±c na swym wozie z daleka by³o czuæ charakterystyczny zapach od jego urodziwych blondynek.
Czas szybko leci. Nauka na pododdziale szkolnym trwa nadal. Wiemy, ¿e koniec szko³y podoficerskiej na pocz±tku pa¼dziernika, – czyli 10 miesiêcy ( wiêcej ni¿ obecnie ca³a s³u¿ba zasadnicza).
Najlepsza teoria nie daje tego, co praktyka. Dlatego szefostwo dba³o, aby jak najwiêcej byæ na poligonach. Do jednostki przychodzi wiadomo¶æ, ¿e mamy wyjechaæ w lipcu na zawody szkó³ podoficerskich do Tczewa. Pakujemy ca³y tabor na wagony kolejowe. (Gdy batalion saperów lub jaki¶ tylko pododdzia³ np. szkolny wyje¿d¿a³ na poligon na zajêcia z twierdzy g³ówn± bram± (gi¿yck±) to kolumna samochodów by³a d³uga. Bywa³o, ¿e pierwszy samochód by³ daleko za koszarami czo³gistów to sanitarka by³a jeszcze w twierdzy. Ca³a kolumna kierowa³a na dworzec, gdzie na rampie ³adowane wszystkie pojazdy na wagony. Poci±g taki zwany eszelon kierowa³ siê czêsto na Muszaki, Tczew. By³o to transport tani, szybki i bezpieczny. W tym czasie, co prawda ruch samochodów na szosach by³ nieliczny. Od czasu do czas jecha³ samochód a to w zasadzie ciê¿arowy z zaopatrzeniem. Na bliskie odleg³o¶ci i to nieliczne pojazdy np. amfibie BAW czy MAW jechali¶my „na ko³ach” to, gdy stawali¶my w jakiej¶ wiosce, to zostali¶my otoczeni przez dzieci i doros³ych, – „ ale to samochód, co jedzie i p³ywa”.)
Po dwóch dniach poci±g zatrzymuje siê na stacji Lisewo, po prawej strome Wis³y. Pozbijamy ponownie obóz jest to 5 namiotów, oraz wykonujemy ogrodzenie obozu i miejsca postoju samochodów z sprzêtem i pontonami drutem kolczastym. Przybywaj± inne szko³y z POW razem 5 szkó³, s± to szko³y jednostek saperskich z Tczewa, Olsztyna, W³oc³awka, Kazunia i nasza z Gi¿ycka. Zaraz po za³o¿eniu wspólnego obozu, zaczyna siê szkolenie w pododdzia³ach. Uczymy siê budowaæ promy przeprawowe o ró¿nym tona¿u, budowê przystani, zak³adanie pól minowych oraz rozminowania. Najwiêcej potu wyci¶niêto nam przy pontonierce. Na fura¿erkach od soli wydzielonej z organizmu zrobi³ siê wê¿yk generalski. Na koniec zgrupowania by³o wspólne zbudowanie mostu pontonowego przez Wis³ê. Jeszcze teraz jak przeje¿d¿am poci±giem, to wspominam z przyjemno¶ci± przelany pot nad brzegiem naszej królowej rzek. Tam za dobr± lokatê I miejsca, wszyscy otrzymujemy odznakê "Wzorowy Saper" i urlopy po 10 dni ka¿dy. Jak by³em na tym poligonie to odwiedzi³ mnie w pewn± niedzielê, dalszy mój wujek ze strony matki Franciszek Lamkiewicz z Nowego Dworu Gd, wraz z synem Zbyszkiem, który mówi³ mi o chorobie swego najm³odszego brata Henryka. Kilka dni po wyje¼dzie otrzymujê, ju¿ z domu telegram po¶wiadczony przez Gromadzk± Radê w Mêcikale, o do¶æ smutnej tre¶ci, ¿e Henio zmar³, pogrzeb w Starogardzie. W potocznej mowie, Heniem nazywali¶my te¿ w domu najm³odszego mego brata Huberta. W ten dzieñ mia³em w³a¶nie s³u¿bê w plutonie, a w nocy „ukradziono” z stolika zegar, który wskazywa³ nam godzinê, bo w tym czasie nikt z ¿o³nierzy nie posiada³ zegarka. Ten jakby s³u¿bowy zegar by³ w³a¶ciwie zegarem do min czasowych pobrany z magazynu.
Z góry wiedzieli¶my, ¿e zabra³ go z braku czujno¶ci (spanie na s³u¿bie) nasz d-ca plutonu. Teraz ba³em siê i¶æ do niego z otrzymanym telegramem i prosiæ o urlop. Jednak spotka³ mnie zasmuconego oficer polityczny por Grochal, który przeczytawszy tre¶æ telegramu sam od razu da³ mi 3 dni urlopu. Ale mia³em przywie¶æ akt zgonu, jako dowód pogrzebu mego brata. Ja domy¶laj±c, ¿e z ca³± pewno¶ci± jest to wujek Henryk, nie pojecha³em do Starogardu, ale do Mêcika³u. W domu uradowani rodzice bardzo gor±co przywitali, wiedz±c jak ciê¿ko mamy na tym poligonie.
Trzy dni minê³y i muszê jechaæ do Lisewa. Ale nie mam takiego dokumentu. Co teraz bêdzie, na pewno paka. Jednak na miejscu niema politruka, pojecha³ do Gi¿ycka, a por. Kalinowski nic nie wiedzia³ o naszej umowie. Znów dopisa³o mi szczê¶cie. Co by³em w domu, to by³em, chocia¿ w takich nie mi³ych okoliczno¶ciach. I za zegar te¿ siê ulaz³o, por. Kalinowski z powrotem zwróci³ na stolik s³u¿bowego ten czasomierz. Bo w ca³ym plutonie nie by³o innego zegara, ani zegarka. Jak mog³o ¿yæ wojsko, bez tak nieodzownego urz±dzenia.
Warto pokrótce jednak opisaæ æwiczenia, jakie przerabiali¶my. Najwa¿niejsza by³a pontonierska. Na czym ona polega³a. Naszym zadaniem by³o budowanie promów przeprawowych o ró¿nym tona¿u. Aby taki prom zbudowaæ trzeba zbudowaæ cz³on.
Natomiast na cz³on trzeba 2 pontony czo³owe i l ¶ciêty. Samochody podje¿d¿a³y ty³em pod sam brzeg rzeki i gwa³towne hamowanie powodowa³o, ¿e ponton w pada³ w nurt rzeki. Uwi±zany link± zosta³ doholowany do innych pontonów i skrêcony odpowiednim ¶rubami. Nastêpnie samochody dowozi³y dalsze elementy. Saperzy po 6-ciu nosili 220 kg belki na zmontowany cz³on. Za³oga 4 ¿o³nierzy na cz³onie belki rozci±ga³a i przykrêca³a do pontonów. Tak skrêcone cz³ony po³±czono ze sob± belkami i teraz rozpoczêto uk³adaæ pok³ad z drewnianych dyli, z których ka¿dy wa¿y³ po 70 kg tym samym czasie 4 dru¿yna budowa³a przystañ na naszym brzegu. Po u³o¿eniu pok³adu uk³adano na nim elementy do drugiej przystani przeznaczonej na przeciw leg³y brzeg. Przyp³ywa³ kuter i holowa³ prom z przystani± na drug± stronê. W tym czasie podczas p³yniêcia mocuje siê pok³ad do belek przy pomocy ¶rub i krawê¿ników. Ustawia siê s³upki porêczowe naci±ga liny i zawiesza ko³a ratunkowe. Na drugim brzegu l dru¿yna ustawia przystañ. Prom wraca na swój brzeg i dobija do ju¿ gotowej przystani. Na prom wje¿d¿a pojazd lub czo³g i z powrotem holownik holuje do ju¿ gotowej przystani na brzegu "nieprzyjaciela" Ta budowa przez 24 szeregowych, 4 podoficerów i oficera trwa³a trochê d³u¿ej ni¿ pó³ godziny Nie licz±c kierowców przywo¿±cych sprzêt, który po demonta¿u z powrotem ³adowano na samochody. Gdyby po³±czyæ parê cz³onów to powstanie most. Most, utrzymywa³ siê w osi mostu przy pomocy kotwic wyrzucanych na linii kotwic w górze rzeki. Ja mia³em okazjê budowaæ podczas s³u¿by czynnej i rezerwy mosty w Tczewie dwa razy, w Kazuniu trzy razy, raz w Dobiegniewie ko³o W³oc³awka i raz w Podjuchach ko³o Szczecina.
Mosty budowane, ju¿ jak by³em w rezerwie polega³y, ¿e ³±czy³o siê tylko pontony, które posiada³y pok³ad w cz³on i te w most. A obecnie s± pontony samojezdne. Czy to nie piêkna s³u¿ba w wojskach sapersko - pontonowych. Ten miesi±c w Tczewie to prawdziwa szko³a ¿ycia. Pewnej ciep³ej lipcowej nocy przy pomocy 4 DS£ (Desantowa Sk³adana £ód¼) przep³ynêli¶my Wis³ê z Lisewa na stronê Tczewa, aby na przeciwleg³ym brzegu za³o¿yæ pole minowe z min przeciw czo³gowych drewnianych TMD. Dwie dru¿yny otrzyma³y rozkaz za³o¿enia pola minowego wg schematu z 24 min. Teren gdzie zak³adali¶my by³, co kilka minut o¶wietlany rakietami o¶wietlaj±cymi. W tedy trzeba by³o nieruchomo przy³o¿yæ siê do ziemi, jak znów ciemno, wykopaæ saperk± do³ek, uzbroiæ minê i u³o¿yæ tak± minê w ziemi, nastêpnie zamaskowaæ. Ziemie z do³ka wynie¶æ w pa³atce poza teren pola minowego, aby nie by³o poznaæ, ¿e teren jest zaminowany. Na drug± noc pozosta³e 2 dru¿yny z innej szko³y wykona³y czynno¶æ odwrotn± – rozminowanie. I odwrotnie.
Jak koledzy opowiadali to na ich polu by³o du¿o "talerzy" po krowach, tam w³a¶nie by³o zakopanych najwiêcej min, czyli dobrze zamaskowanych. Ale nasi w wyznaczonym czasie rozminowali dok³adnie, pomimo, ¿e pracowali le¿±c, aby nie byæ wykrytym przez „wroga”. Trzy tygodnie szybko mijaj±. Na zakoñczenie zgrupowania, ka¿dy pluton szkolny bra³ udzia³ w marszobiegu w pe³nym oporz±dzeniu na 10 km, z plecakiem za³adowanym w wszystko, co ojczyzna przydzieli³a, sprzêt podrêczny – zgodnie z przypisaniem – jak ³opata, kilof, ³om, i broñ maska p/gaz.
Po forsownym marszu 5 km zaplanowano przeprawê przez wodê na DS£ - kach. Nastêpnie po ósmym kilometrze ostre strzelanie do tarczy - ogniem ci±g³ym.
Po dotarciu na metê mieli¶my bardzo dobry czas, jak siê okaza³o by³ najlepszy. Za to samochodem przewieziono nas do zgrupowania.
Takie dobre wyniki zawdziêczamy pewnej tajemniczej operacji, jaka musieli¶my wykonaæ. Za namow± d-cy plutonu czy mo¿e rozkazu musieli¶my siê zgodziæ na zastrzyk, który wykonywa³ nasz wojskowy lekarz. Po 10 kilometrach czuli¶my siê wypoczêci.
Nikt w tedy nie s³ysza³ o narkotykach, czy czym¶ innym.
To by³o ostatnie zadanie w tych zajêciach szkó³ podoficerskich jednostek saperskich Pomorskiego Okrêgu Wojskowego. Znów ³adujemy ca³y nasz dobytek na wagony i do Gi¿ycka. Tam normalne wojskowe ¿ycie. Od czasu do czas
u chodzili¶my do miejskiego kina na koszt jednostki. (Ju¿ teraz trudno mi ustaliæ miejsca gdzie by³o.)
Wy¶wietlano film „Przygody Nikodema Dyzmy”, w którym g³ówn± rolê gra³ Adolf Dymsza, by³ to ciekawy film (lepszy ni¿ z Wilhelmym czy teraz z Lind±).
W drodze powrotnej zdaniem kpr. Przyby³owicza nie wychodzi piosenka. Wiêc na drodze do twierdzy zaczyna uczyæ nas czo³gania. (Droga nie by³a asfaltowa). Po przyj¶ciu do koszar musieli¶my w krótkim czasie p³aszcze wyj¶ciowe doprowadziæ do stanu pierwotnego. Kilka dni pó¼niej w batalionie zjawiaj± siê oficerowie z Informacji Wojskowej, (czyli pó¼niejsza WSW lub obecna ¯andarmeria Wojskowa.) Rozmawiano z nami bez miejscowych oficerów i podoficerów pytano jak nam jest w wojsku, co jest dobre a co z³e. Na tym spotkaniu elew Gawryjo³ek, w cywilu nauczyciel z Pu³aw, co my¶la³ to zawsze powiedzia³. Tak i teraz poskar¿y³ siê na przebieg drogi z kina kilka dni temu. Otrzymali¶my odpowiedz, - to nie zgodne z regulaminem - za³atwimy.
Za dwa dni kpr. Przyby³owicz ¿egna siê z nami mówi±c, ¿e jedzie na 14 - to dniowy urlop wypoczynkowy. Zadawali¶my sobie pytania, za co Przyby³owicz otrzyma³ tyle dni urlopu wypoczynkowego. Po kilku dniach wraca z garnizonowego aresztu ¿o³nierz z plutonu gospodarczego, opowiada³ nam, ¿e kpr. Przyby³owicz siedzi w pace i wypoczywa. By³ w Gi¿ycku areszt garnizonowy, dla wszystkich ³ami±cych prawo.
Dok³adnie po dwóch tygodniach wraca wypoczêty i teraz dopiero w nim „gni³a w±troba” i to razem z ¿ó³ci±. Od tego czasu wiêcej Gawrio³ek nie skar¿y³ siê na niedolê s³u¿by wojskowej, jak i nikt z nas.
Pisz±c o swej s³u¿bie wojskowej zastanawiam siê, czy naprawdê w wojsku by³o ¼le. Nie mieli¶my zagwarantowane otrzymanie urlopu, ani przepustki, golono g³owy regularnie, co miesi±c. Jedzenie by³o bardzo s³abe pod wzglêdem urozmaicenia. Tak dla przyk³adu podam, ¿e w ka¿dy poniedzia³ek ¶ledzie( katolik!) na obiad to normalnie tylko wyjête z beczki, bez przygotowania, do tego tylko co¶ w rodzaju sosu z mleka, w którym pokrojono cebulê. Bywa³o, ze u starego rocznika ¶ledzie lata³y po sto³ówce. Przez ca³± s³u¿bê nie otrzymali¶my, owoców, ciasta czy podobnych specja³ów. Tylko kaszy nie zabrak³o. Poznali¶my wszystkie kalibry kaszy wyprodukowanej przez pañstwowe kaszarnie. Tych gatunków by³o ca³a masa od drobnej jêczmiennej do pêczaku.
Ka¿dy ¿o³nierz otrzymywa³ na miesi±c ¿o³d w wysoko¶ci 18 z³. Paczkê papierosów (10 sztuk „wczasowe” lub „mazury”) czarn± pastê do butów oraz tzw. szmirê, by³a to bardzo t³usta pasta do smarowania spodów butów. Przez to buty by³y nie przemakalne.
Aby z cia³a zmyæ brud otrzymywali¶my kostkê myd³a szarego typu "jeleñ", oraz pó³ paczki proszku do prania „popularny", to musia³o starczyæ na miesi±c. Co jeszcze ¿o³nierz móg³ otrzymaæ? To niebieska koperta z stemplem – „bezp³atna przesy³ka wojskowa”. Limit 2 koperty na miesi±c. To wszystko, co da³a kochana Ojczyzna za tak szlachetn± s³u¿bê. Oraz bezp³atne bilety na PKP w ramach rozkazu wyjazdu np. urlop. W innych przypadkach obowi±zywa³a 50 % zni¿ka. (Pospolite by³o „obrona granic nie p³aci za nic”). Inne kontaktowanie z domem, innymi w tych latach by³o nie mo¿liwe. Istnia³y telefony i telegramy. Ale otrzymaæ ³±czno¶æ to trzeba by³o zamówiæ miêdzymiastow± a miêdzymiastowa centrala zg³asza³a siê po kilku godzinach lub wcale. Tak, wiêc nikt z tej formy komunikowania niekorzysta³. A telegramy to przychodzi³y owszem do jednostki, – ale o tre¶ci, – ¿e kto¶ zmar³, kto¶ siê ¿eni i to, aby otrzymaæ urlop musia³o byæ po¶wiadczone przez miejscow± radê narodow±.
Nie by³o okazji chodzenia w niedziele do ko¶cio³a, ani razu nie spotkali¶my kapelana. Obecn± rolê kapelana pe³ni³ zastêpca dowódcy do spraw politycznych. (Ale my¶lê, ¿e nie by³o tyle chamstwa, co teraz s³yszy siê w prasie na temat wojska, chocia¿ wszyscy uznawali siê katolikami, – ale chocia¿ wychodzi³ kto¶ w niedziele na przepustkê to nie wchodzi³ do ko¶cio³a, co nie mogê twierdziæ, jak pojecha³ do domu).
U nas rolê „cywilnego kapelana” pe³ni³ por Grochal. Do niego mo¿na by³o siê zg³osiæ w ka¿dej sprawie bez drogi s³u¿bowej. By³ Bogiem i Carem. Na apelu zawsze stawa³ po lewej stronie d-cy jednostki mjr B±kowskiego. W zasadzie interesowa³ siê wszystkim, przychodzi³ na sto³ówkê, gdzie dokonywa³ degustacji, do kuchni, aby sprawdziæ, co jest w kotle i w przewidzianej ilo¶ci, na posterunki. Wypytywa³ siê ¿o³nierzy o samopoczuciu, co w domu a bywa³o, ¿e je¿eli wojak mia³ problemy wysy³a³ na kilkodniowy urlop.
W naszej jednostce, te¿ nie by³o tak zwanej – obecnie - fali. Tylko nasi kaprale trochê wyg³upiali siê, mêcz±c nas bieganiem, marszem i ¶piewaniem. Nie prze¶ladowano nas psychicznie. Jednak i teraz uwa¿am, ¿e to by³o dobre, dlatego, ka¿dy, kto ods³u¿y³ wojsko, mile go wspomina te chwile, które czasem by³y i 36 miesiêcy d³ugie. Dobre to, ¿e ¿o³nierzowi przez ca³y okres s³u¿by nie by³o wolno przebraæ siê w cywilne ubranie zawsze mia³ wra¿enie, ¿e ludzie patrz± na kogo¶, co spe³nia swój szlachetny obowi±zek.
Spo³eczeñstwo bardzo szanowa³o wojsko, które nie tak dawno przynios³o wolno¶æ, za mundurem panny zawsze sta³y sznurem. Bêd±c na urlopie czy przepustce musia³ siê wzorowo zachowywaæ, bo patrole garnizonowe lub pó¼niej WSW mog³y szybko wy³apaæ ¼le zachowuj±cych wojaków. (A teraz idzie wszystko na konto cywili).
Nasz pluton szkolny bra³ jeszcze kilka razy udzia³ w zajêciach, przydzielony do innych jednostek, jako zabezpieczenie saperskie (3 razy w Muszakach). I tam niema³o siê potu przela³o, ale by³a okazja zwiedziæ du¿y teren woj. olsztyñskiego, bia³ostockiego.
Tu warto przypomnieæ ciekawe zaj¶cie, a mo¿e i g³upie. Jechali¶my amfibi± tzw. BAW- em szos± ko³o Kolna. Przed nami nagle jedzie rowerzysta wê¿ykiem po ca³ej szosie. Kierowca amfibii daje sygna³ drogowy, nastêpnie syrenê. Rowerzysta nie reaguje, a jedzie teraz samym ¶rodkiem i to jeszcze wiêkszym zygzakiem. D-ca ka¿e zatrzymaæ pojazd i za³adowaæ rower i pijanego osobnika na BAW-a i daje rozkaz kierowcy na odjazd. Rower to poniemiecka damka, posiadaj±ca na tylnym b³otniku zawieszon± kolorow± siatkê, oby w szprychy nie wkrêci³a siê kloszowa spódnica rowerzystki.
Delikwent bardzo ucieszy³ siê, ¿e nie musi dalej peda³owaæ, chocia¿ do domu nie mia³ ju¿ daleko. Nawet opowiada³ jak on to lubi wojsko, sam s³u¿y³ w piechocie, jak wiem, wy saperzy nazywacie piechurów zaj±ce. Rado¶æ by³a do chwili, kiedy zobaczy³ sw± wie¶ i wo³a³: "Panie ppooruuczniku ja tu wysiaddam" informuje przygodny pasa¿er wojskowego pojazdu. Dobrze szanowny panie tu teraz ja rozkazuje – odpowiada - porucznik ka¿e kierowcy jechaæ dalej. Jedziemy jeszcze oko³o 20 km i pojazd zatrzymuje siê. Po kilku piorunach, cholerach i innych nieprzyzwoitych s³owach wyskakuje, ju¿ teraz sam na szosê. ¯o³nierze podaj± mu jego rower. Delikwent wsiada szybko na rower i ju¿ prosto praw± stron± szosy rusza w kierunku domu, przy którym, ju¿ niedawno przeje¿d¿a³. Z pewno¶ci± by³a to jego pierwsza i ostatnia jazda takim pojazdem, który jedzie po l±dzie i wodzie, s³u¿±c w zaj±cach porusza³ siê tylko na nogach Jest koniec wrze¶nia. Nam poma³u koñczy siê nauka w szkole podoficerskiej.
Chcia³bym, jeszcze opowiedzieæ pewne przygody z ¿ycia w plutonie szkolnym, chocia¿ by³o ich du¿o - du¿o wiêcej. Zaraz po przysiêdze, przygotowywano nas do udzia³u w akcji likwidacji zatorów na rzekach wiosn±. Pewnego lutowego dnia ca³ym plutonem poszli¶my na plac æwiczeñ minerskich. By³ on po³o¿ony miêdzy wa³em zewnêtrznym twierdzy a murem. (Od bramy wzd³u¿ kurtyn do naro¿nika miecz bastionu). Tego dnia by³ têgi mróz i ¶niegu z pó³ metra. Zadaniem naszym by³a nauka sporz±dzania ³adunków wybuchowych. Do uzbrojenia kostek trotylu u¿ywali¶my sp³onek z lontem prochowym. Aby przymocowaæ lont do sp³onki trzeba u¿yæ kombinerek tzw. obciskaczy, by³y to odpowiednio z modyfikowane kombinerki. Po zakoñczeniu tej ciekawej nauki, kpr. Ciupka zrobi³ zbiórkê plutonu, aby sprawdziæ stan pobranego sprzêtu z magazynu.
Jednak stwierdzi³, ¿e elew Wrzo³ek nie ma pobranych obciskaczy.
No ¿o³nierzyki, wiêc trzeba szukaæ. Kaza³ nam ustawiæ siê w szereg, pa¶æ na ziemiê (¶nieg) i czo³ganiem przeszukiwaæ go³ymi rêkoma stratowany buciorami ¶nieg, w którym na pewno le¿y zguba. Niestety po tym praktycznym urz±dzeniu ani widu ani s³uchu. Odchodzimy do koszar, bo zbli¿a siê pora obiadu, a na posi³ki nie by³o wolno siê spó¼niæ. Jednak zaznaczy³, ¿e w czasie wolnym powrócimy na dalsze poszukiwania. Mo¿na spróbowaæ wykrywaczem, zaproponowa³ poszkodowany Wrzo³ek. Po przyj¶ciu na pododdzia³ wpierw udali¶my siê od ³a¼nio - ubikacji, aby wysypaæ ¶nieg z butów. Wiadomo mieli¶my d³ugie szerokie cholewy. ¦nieg, który by³ w butach przy kostkach stopnia³, a powy¿ej zamarz³. Nogo jak w betonie.
Gdy pomagali¶my ¶ci±gaæ buty elewowi Wrzo³kowi, nagle na posadzkê wypad³y tak upragniona rzecz. Jak siê okaza³o, mia³ dziuraw± kieszeñ w spodniach, przez któr± swym ciê¿arem wpad³a do butów i w marz³y w lód.
Za karê kpr. Grzyb kaza³ mu do kieszeni w³o¿yæ minê p/piechotn± POMS-2-o wadze 2 kg i kieszeñ zaszyæ - na okres jednego tygodnia. (By³a to mina z betonu lub metalu z pociêtym drutem, uzbrojona 200 g nabojem wiertniczym. Zapalnik by³ uruchomiany przy pomocy naci±gu cienkiego drutu.) Tak, wiêc biedny Wrzo³ek przez tydzieñ by³ o 2 kg ciê¿szy, chocia¿ sam by³ niskiej, têgiej budowy, a wiekiem by³ najstarszym z elewów 1933 rocznik i przezywany przez to dziadkiem. Podobn± przygodê przechodzi³em ja dwa dni pó¼niej, mieli¶my podobne zajêcie tylko ³adunki musieli byæ zak³adane pod wod±.
Te zadanie przeprowadzili¶my na stawie za murami twierdzy ró¿norakie æwiczenia z minerstwa – zak³adanie ³adunków wybuchowych pod wod±. (Teraz te¿ wiem ze to jeziorko to Ma³a Popówka, klub p³etwonurków ma pewne znalezisko). Aby umie¶ciæ ³adunek pod wod± trzeba wyr±baæ odpowiednio du¿y otwór w lodzie przy pomocy toporów. Elewi wycinali toporami i kilofami, ja pomaga³em ³omem. Nagle ³om wy¶lizgn±³ siê mi z zmarzniêtych r±k i ca³ym swym ciê¿arem polecia³ w sin± toñ do samego dna.
Musia³em z rozkazu kpr. Grzyba, ca³± d³ugo¶ci± rêki szukaæ go w lodowatej wodzie. Jednak rêka by³a, co najmniej o 2 metry za krótka. (Mo¿e jeszcze przeszukania dokonaj± cz³onkowie klubu p³etwonurków z twierdzy)
Tym razem kpr. Grzyb podj±³ decyzjê, ¿e zap³acê równowarto¶æ szkody za ten ³om. Jednak moja dobra opinia - przodownik wyszkolenia bojowo-politycznego spowodowa³a, ¿e warto¶æ ta zosta³a wliczona w naturalne koszta strat plutonu. Uda³o siê oszczêdziæ na ¿o³dzie.
Ju¿ w miesi±cach cieplejszych pojechali¶my na poligon, celem nauki kopania rowów i okopywania siê pojedynczego ¿o³nierza. By³ to poligon jednostki czo³gowej niedaleko Gi¿ycka. Podczas æwiczeñ, nieszczê¶ciem przez teren zajêæ przebiega³ przestraszony zaj±c. Jeden z elewów na pewno z cywila k³usownik, celnym rzutem saperk± spowodowa³, ¿e nieboraczek leg³ martwy, ugodzony w sam± g³owê. Kazano szaraczka zabraæ do koszar. Tam nosi kapralikowie, upitrasili smaczn± pieczeñ w plutonowej sto³arni. Ta plutonowa stolarnia mieszcz±ca siê w piwnicy naszego bloku, s³u¿y³a nam do ró¿nych napraw mebli, taboretów, oraz by³o to miejsce na dodatkowe sporz±dzanie jedzenia naszych kaprali, je¿eli uda³o im siê co¶, a to czêsto skombinowaæ z kuchni. Aby nas zadowoliæ w gustach smakowych, kpr. Przyby³owicz przygotowa³ z ¿eber, g³owy i sad³a „smaczny” zajêczy rosó³. Do roso³u nie dodano soli.
Ugotowany roso³ek przyniesiono na pododdzia³ w baniaku, a ca³y pluton postawiono w dwuszeregu twarz± do siebie i przy pomocy w³asnych ³y¿ek, ka¿dy musia³ skosztowaæ smaku tak pysznego zajêczego roso³ku. Po degustacji, ka¿dy szybko „zajêcza³” i bieg³ do pruskiej latryny i na wszystkie sposoby korzysta³ z do¶æ du¿ego otworu.
Jednocze¶nie pouczono nas, ¿e je¶li padnie jeszcze jeden zaj±czek lub inne boskie stworzenie, to roso³u ugotuj± na ca³y tydzieñ. Jednak ju¿ wiêcej nie by³o karnego roso³u. Pozosta³e czê¶ci zaj±ca zosta³y usma¿one i bardzo uroczy¶cie zjedzone przez naszych kaprali. (Ka¿dy pododdzia³ w piwnicy mia³ swoje pomieszczenia – tzw. stolarniê, by³o to pomieszczenie gdzie naprawiano taborety, sto³y i czasem stolarze oficerom wykonywali ró¿ne meble. A najwa¿niejszym w tym pomieszczeniu by³a „koza” do gotowania czy pieczenia dodatkowego jedzenia przyniesionego z kuchni – w ramach zap³aty za kontrolnego, oraz jako ma³a odlewnia odlewania z aluminium ró¿nych pami±tek.)
Przy koñcu szko³y starali¶my siê doprowadziæ umundurowanie do pewnych kanonów mody ¿o³nierskiej, polega³o to na przeszyciu spodni bryczesów do grubo¶ci ³ydki, poprawieniu p³aszcza, a najwa¿niejsze to zwê¿anie cholew w saperkach.
Jedna metoda zwê¿enia cholew, polega³a na przeszyciu przez szewca szeroko¶ci cholewek, druga to tzw. ognista, polega³a, ¿e nas±czano skórê benzyn±, nastêpnie zapalano. Pod wp³ywem ognia, skóra kurczy³a siê i cholewki by³y parê cm wê¿sze. I oto chodzi³o. Ja, te¿ wykorzystaæ chcia³em drug± metodê, uznaj±c j± za najlepsz± i da³em jednak za du¿o ciep³a i skóra tak siê skurczy³a, ¿e cholewa nagiê³a siê do czubka buta i pêk³a. Znów grozi mi p³acenie za zniszczone buty. Jednak ca³e szczê¶cie, ¿e mia³em kolegê magazyniera, od którego otrzyma³em buty ju¿ przefasonowane, takie, o jakich marzy³em. Na pocz±tku pa¼dziernika 1956 jeszcze przed dniem Wojska, czyli przed 12 pa¼dziernika otrzymujemy awanse, tak, wiêc dwadzie¶cia cztery kaprali dobrze przygotowanych do szkolenia nowych rekrutów. Nasi kaprale awansowali na plutonowych, a Przyby³owicz i Ciupka posiadaj±cy ¶rednie wykszta³cenie otrzymuj± po gwiazdce, czyli s± teraz podporucznikami. (Mo¿e by³o inaczej, mo¿e chor±¿y)
I z wielk± rado¶ci± odchodz± do cywila. Mile ¿egnamy odchodz±cych po blisko 2 latach ubrani w cywilne ubrania jad± do swoich. Chocia¿ Jerzy Ciupka i Eugeniusz Grzyb ponownie przebrali siê w mundury, ale le¶nika. (Od po¿egnania z Jerzym Ciupk± do ponownego naszego spotkania minê³o tylko 54 lata)
Ka¿dy z nas mia³ w my¶li, no teraz siê odkuje za to, co przeszed³, swoja „wiedzê trzeba bêdzie w odpowiedni sposób przekazaæ m³odym kotom. Najlepsza nauka to przez nogi. Trzymaj±c siê zasady im wiêcej potu na æwiczeniach to mniej krwi w boju.
Ale od pa¼dziernika 1956 nadchodz± inne czasy. By³ przecie¿ Polski Pa¼dziernik drugi podryw do „wolno¶ci” a przedtem by³ Poznañski Czerwiec, te¿ krwawo st³umiony. Pierwsze ofiary staræ ludzi pracy z w³adz± podobno 77 ofiar. Po powrocie z obozu w Tczewie, elewi z³o¿yli siê na zakup radioodbiornika. By³a to popularny lampowy aparat radiowy o nazwie "Aga". Dzia³a³a na falach d³ugich, ¶rednich.
Teraz ju¿ mogli¶my s³uchaæ na ¶wietlicy ró¿nych audycji radiowych i piosenek. Dosz³o wiêc w mury ¶wietlicy trochê kultury.
¦wietlica plutona to 5 poniszczonych sto³ów, 20 taboretów, szachy, warcaby i to wszystko. Dziêki temu aparatowi w wolnych chwilach s³uchali¶my ro¿nych audycji natomiast w nocy mogli¶my s³uchaæ tego, co by³o zakazane dla normalnego Polaka, a dopiero ¿o³nierza. Dziêki temu o „Pa¼dzierniku 56” wiedzieli¶my prêdzej ni¿ o tym pisa³ "¯o³nierz Polski Ludowej" lub "Trybuna Ludu". (Na korytarzu w ka¿dym pododdziale w nocy i dzieñ pe³ni³ s³u¿bê – s³u¿bowy, po capstrzyku wynoszono radio z ¶wietlicy na korytarz w miejsce dzisiejszej recepcji i s³uchano, co dzieje na ¶wiecie i u nas w Polsce od sierpnia do pa¼dziernika.)
My s³uchaj±c tej nielegalnej stacji wiedzieli¶my, co nas czeka jak kto¶ doniesie do dowództwa o s³uchaniu Wolnej Europy.
W tym czasie te¿ zmieni³ siê minister obrony narodowej. Na miejsce ministra MON marsza³ka Polski Konstantego Rokossowskiego, wszed³ Marian Spychalski. Konstanty Rokossowski szefostwo nad wojskiem obj±³ w roku 1949. By³ dwukrotnym Bohaterem Zwi±zku Radzieckiego. Marian Spychalski w roku 1963 zosta³ Marsza³kiem Polski. Tak, wiêc mieli¶my dwóch marsza³ków jednego wypêdzonego w Zwi±zku Radzieckim drugiego w Polsce.
- W wojsku od tego czasu du¿o siê zmieni³o - nie golono ju¿ g³ów, mo¿e tylko tym, którzy mieli ³upie¿ lub wszy. W prowadzono sta³e przepustki i urlopy. Ju¿ nie to wojsko, wprowadzono ¶wiadom± dyscyplinê. Tylko, kto j± zrozumia³? (Powstaje WSW - Wojskowa S³u¿ba Wewnêtrzna – na czapkach garnizonowych maja bia³e otoki, bia³e pasy g³ówne i kabury pistoletów -. Powsta³o w miejsce informacji wojskowej, w latach 90 –tych powstaje ¿andarmeria wojskowa.) Po stu latach wojsko opuszcza twierdzê.
Czy budowniczowie przewidywali tylko 100 letnie w³adanie przez wojsko tak kosztownej inwestycji militarnej?.
Przy koñcu listopada 1956 nasza jednostka zostaje przeniesiona do Olsztyna.- Twierdza ma zostaæ przekazana cywilom, jednak ni¿ to nast±pi³o pozosta³a grupa ¿o³nierzy do ochrony. Pozosta³o nas 10 osób. Najbardziej zaufanych dowództwu. W tym jeden oficer stopniu ppor. jeden starszy sier¿ant 5 kaprali oraz 3 szeregowych. Ale przez ten czas szar¿a nie obowi±zywa³a.
Czyli ja, Sempowicz Brunon, Lewandowski W³adys³aw i Miler Stefan i Dalke pozostali to szeregowcy kierowcy, których nazwisk nie pamiêtam.
Do dyspozycji mieli¶my samochód ciê¿arowy ZIM im Mo³otowa, znany nam z Malinki. Jedzenie pobierali¶my w s±siedniej jednostce. Zadaniem naszym do pierwszych dni stycznia 1957 by³o pilnowanie maj±tku wojskowego, czyli murów twierdzy, bo ca³y sprzêt i inne mienie by³o ju¿ w Olsztynie. Pilnowanie polega³o na zamkniêciu na noc wrót w bramie gi¿yckiej. W zasadzie nikt do twierdzy nie zbli¿a³ siê, bo od pocz±tku istnienia znano, jako obiekt wojskowy zamkniêty dla wszystkich.
Ale byli w ¶ród nas kombinatorzy, którzy uwa¿ali mienie, które chroni± w zasadzie ju¿ nie ma w³a¶ciciela. Wojska nie ma i cywili a s± chêtni na czê¶æ mienia. Tylko by³o rozebraæ historyczne w bardzo dobrym stanie piece i wywie¶æ za bramê. Wybrali¶my 5 sztuk. Tak, wiêc chêtnym z Gi¿ycka i okolicy odst±piono za niewielk± op³at± (Trudno mi dzisiaj powiedzieæ, jaka to by³a cena, ale dobra dla nas i nowego w³a¶ciciela) W tej cenie by³ wliczony transport naszym samochodem. ( Piece znajdowa³y siê w pomieszczeniach czê¶ciowo spalonym budynku na majdanie w tzw. biurowiecu - w czasie mej s³u¿by by³ to magazyn drewna okr±g³ego i przetartego). Warto¶æ w z³otówkach za odst±pione potrzebuj±cym mienie, - które mieli¶my pilnowaæ, - zosta³a podzielona solidarnie. Ka¿dy otrzyma³ równowarto¶æ blisko pó³rocznego ¿o³du.
Koñczy³ siê rok 1956, rok tak wa¿ny i szczê¶liwy dla Polski. Zapali³o siê zielone ¶wiate³ko. Nadchodzi Gwiazdka – tak nazywano ¶wiêta Bo¿ego Narodzenia. Druga w twierdzy. Tylko ta Gwiazdka dla garstki 10 ¿o³nierzy pilnuj±cych na posterunku 1 – bramê, przez któr± mo¿na by wej¶æ do pustych obiektów, które za kila dni maj± przej¶æ w w³adanie innych w³a¶cicieli. Nie by³o choinki tylko kilka kartek ¶wi±tecznych od najbli¿szych, na których g³ównym motywem by³a udekorowana choinka. Przysz³o tez kilka paczek z s³odyczami. Pamiêtam jak Sempowicz zanuci³ „Cich± Noc”, a mury wtórowa³y pruskie „Stille Nacht”. Nie zabrak³o te¿ i innych kolêd. Nikt z nas w wigiliê i pierwsze ¶wiêto nie wychodzi³ do miasteczka. Dopiero w drugie ¶wiêto poszli¶my do kina w miê¶cie na francuski film „Poznane noc±”
Nadszed³ ostatni dzieñ tego roku. Wieczorem by³o s³ychaæ kilka wybuchów z koszar i te¿ nasz porucznik zdetonowa³ - ko³o by³ego placu samochodowego (majdan) - dwa kostki trotylu i pojechali¶my samochodem do wsi Ster³awki Wielkie na zabawê. Drewniana wiejska ¶wietlica stra¿y po¿arnej. Tam nie chciano nas wpu¶ciæ, ale zapewnienie oficera o jego odpowiedzialno¶ci za nas, nowy rok witali¶my na „sali balowej, przystrojonej ozdobami z kolorowej krepy i wielkim z brystolu napisem „Witamy 1957 rok”. A obiekt w Gi¿ycku ochrania³ zakatarzony Dalke, a do odparcia posiada³ 10 pistoletów pm 43 i 900 pestek kalibru 7,52 Gwo¼dziem balu by³o jak nasz kierowca w stopniu szeregowy, po ma³ej ilo¶ci alkoholu za krawat przyholowa³ do naszego stolika jednego obywatela porucznika – nie z naszej jednostki. To by³ mo¿e powód, ¿e ko³o trzeciej ju¿ byli¶my w koszarach.
Jednak dobry czas siê skoñczy³, pakujemy pozosta³o¶æ w³asnego dobytku na samochód i kierujemy na Olsztyn. Przyby³em do Gi¿ycka zim± i opuszcza³em zim± Opuszczamy zbudowan± przez Prusaków twierdzê, jako uzbrojeni polscy ¿o³nierze, aby od tej chwili nie pe³ni³a ju¿ roli obiektu wojskowego – teraz warto podyskutowaæ czy oddanie takiego historycznego obiektu przez wojsko w 1957 ludziom nieznaj±cych warto¶ci budowli a tylko chêæ zysku a mia³a ona tylko trochê ponad 100 lat, a okres czerpania zysku trwa³ w zasadzie do 1993 roku. Twierdza nazwana ju¿ Boyen od nazwiska budowniczego od tej daty w pewnym stopniu zaczê³a spe³niaæ swe w³a¶ciwe znaczenie dziêki Towarzystwu Mi³o¶ników Twierdzy. Trudno ustaliæ z nazwiska, który to pruski ¿o³nierz przyby³, „pierwszy” do twierdzy, ale jaki ¿o³nierz opuszcza³ „ostatni” to ju¿ wiadomo po przeczytaniu tego opowiadania.
Chcia³bym parê s³ów powiedzieæ o naszym dowódcy, – co mo¿na powiedzieæ ostatnim wojskowym dowódcy twierdzy gi¿yckiej. Nie bêdzie to biografia, bo ma³o o sobie mówi³, co wiem to z opowie¶ci ppor. Grochali. Mia³ to nieszczê¶cie a mo¿e szczê¶cie, ¿e dosta³ siê daleko za Ural, jako m³ody Polak z wschodnich krañców ówczesnej Polski. Nie uda³o mu siê w sierpniu 1941 dostaæ siê do Andersa. Dosta³ siê jednak w 1943 do organizowanej Pierwszej Dywizji im. Tadeusza Ko¶ciuszki organizowanej przez ZPP a dowodzonej przez Berlinga. Rozpocz±³ od stopnia szeregowca. Z biegiem miesiêcy i kilometrów w najbli¿szym marszu do Polski zdobywa³ kolejne stopnie i do¶wiadczenie. Bitwa pod Lenino, zdobycie Warszawy, Wa³u Pomorskiego, forsowanie Odry i zdobycie Berlina to ¿o³nierskie hartowanie mjr B±kowskiego. To znaczy twierdza zawsze mia³a szczê¶cie do bojowych dowódców. Posiada³ akcent wileñski. Na mundurze by³o du¿o baretek otrzymanych odznaczeñ i Tarczê Grunwaldu 1410 -1945. Pamiêtam jego ostatnie s³owa jak ¿egna³ nas do cywila, ale ju¿ z Olsztyna – „nu i wy kapralu te¿ w±sa macie, pamiêtajcie wojsko was zahartowa³o i tacy bywajcie doma” – na opuszczenie koszar wyhodowa³em ma³y w±sik i mocno go henn± zaczerni³em.
Po opuszczeniu twierdzy do koñca s³u¿by zasadniczej pozosta³o mi jeszcze 10 miesiêcy w mie¶cie, w którym teraz nie ma wojska, koszary w ruinie lub jako mieszkania osób cywilnych. Tak to siê ju¿ toczy.
By³o wojska w opisywanym czasie w Polsce ponad 500 tysiêcy ¿o³nierzy, a teraz ma wystarczyæ trochê wiêcej ni¿ 100 tysiêcy.(A to zawodowych) A jak Ojczyzna stanie w potrzebie? Albo powiemy: m±dry Polak po szkodzie, albo powierzymy Ojczyznê Opatrzno¶ci. A podobno mamy w tym temacie trochê szczê¶cia. Jak Uk³ad Warszawski rozlecia³ siê, przyjêto nas do NATO. Polak tak tañczy jak mu zagraj±. Ale by³o ju¿ w historii – za Gdañsk nie warto umieraæ. I co wa¿ne czasem depce innym w tañcu po nogach jak rz±dz±cy maj± inne patrzenie na ¶wiat. Teraz po latach, jak piszê o swym ponad rocznym pobycie w twierdzy, zastanawiam, dlaczego tak ma³o zapozna³em siê z tymi budowlami. By³o to tylko 10 lat po wojnie, gdzie mo¿na by³o jeszcze du¿o znale¼æ, bo szabrownictwa ¿adnego nie by³o, bo zaraz zajê³o wojsko ca³y teren twierdzy. Mo¿e trochê zabrali ¿o³nierze radzieccy. Ale nie wszystko. By³oby tylko przeznaczyæ z dwa niedzielê jak pluton by³ wolny od s³u¿b., By³y jeszcze ró¿ne dokumenty, fotografie czy inne wa¿ne rzeczy w ró¿nych zakamarkach. Mo¿e bym mia³ wiêcej do opisania Dopiero po styczniu 1957 roku spustoszenia dokonali, ci, co przyjêli twierdzê w swe w³adanie. Czy historia siê powtarza? Teraz po latach, jak piszê o swym ponad rocznym pobycie w twierdzy, zastanawiam, dlaczego tak ma³o zapozna³em siê z tymi budowlami. By³o to tylko 10 lat po wojnie, gdzie mo¿na by³o jeszcze du¿o znale¼æ, bo szabrownictwa ¿adnego nie by³o, bo zaraz zajê³o wojsko ca³y teren twierdzy. Mo¿e trochê zabrali ¿o³nierze radzieccy. Ale nie wszystko. By³oby tylko przeznaczyæ z dwa niedzielê jak pluton by³ wolny od s³u¿b., By³y jeszcze ró¿ne dokumenty, fotografie czy inne wa¿ne rzeczy w ró¿nych zakamarkach. Mo¿e bym mia³ wiêcej do opisania Dopiero po styczniu 1957 roku spustoszenia dokonali, ci, co przyjêli twierdzê w swe w³adanie. A obiekty wydzier¿awili firmom, które dba³y o zysk a nie o b. prusk± budowlê. Czy historia siê powtarza?
Nie by³oby w³a¶ciwego zakoñczenia tego opowiadania, gdybym nie poda³ ju¿ ca³kiem wspó³czesnego wydarzenia. Przy koñcu wrze¶nia 2009 (Na mój telefon komórkowy) otrzyma³em MMS z podpisem „Czy dziadek pamiêta to miejsce”. Na fotce zobaczy³em fragment bramy gi¿yckiej twierdzy i wnuka Jakuba. Co tu wa¿nego?
Nasz wnuk Jakub w dniu 11 wrze¶nia tego roku we Wroc³awiu otrzyma³ pierwszy stopieñ oficera Wojska Polskiego, Jak mi pó¼niej opowiada³, ¿e w swój pierwszy „wojskowy urlop” wybra³ siê na Mazury i by³ zobowi±zany odwiedziæ to miejsce, o którym „dziadek opowiada³ tyle o swej s³u¿bie”. Ogl±daj±c t± fotografiê zakrêci³a siê mi ³ezka w oku, i pomy¶la³em jeszcze m³odzie¿ szanuje swe korzenie i szanuje dziadka.
1996 - 2005 (2011 poprawi³em i uzupe³ni³em)
Trochê nowej historii z lat 1954-56 z relacji te¿ ¿o³nierza twierdzy.[SIZE=12]
Przegl±daj±c strony „Naszej Klasy” a dok³adniej moje Technikum Le¶ne w Mojej Woli w woj. poznañskim (Wielkopolskie) znalaz³em znane mi nazwisko Jerzy Ciupka. Zaraz wys³a³em zapytanie, czy czasem on nie s³u¿y³ w wojsku w Gi¿ycku a dok³adniej w twierdzy gi¿yckiej. Niezw³ocznie otrzyma³em wiadomo¶æ – tak w latach 1954 do 1956 i by³ podoficerem w stopniu kaprala – d-c± III dru¿yny. Ucieszy³em siê – jeszcze jeden z wojska. (Obecnie kpt.) £±czy nas imiê Jerzy, zawód le¶nik i twierdza 1955/56.
Od tego czasu nasza korespondencja rozwija siê i w czerwcu 2009 spotkali¶my siê w Bytowie na XI Zje¼dzie Kaszubów. By³o to bardzo mi³e spotkanie a wspomnieñ by³o, co niemiara, ¿egnali¶my siê 54 lata temu. Umo¿liwi³em mu ogl±danie kaset DVD z uroczysto¶ci w twierdzy od 2005 do 2009 na które by³em zapraszany.
„Ma w planie zobaczyæ jeszcze twierdzê, ale zdrowie nie takie”. Co napisa³ do mnie? (o wszystkim sam ni wiedzia³em):
„Moja s³u¿ba wojskowa zaczê³a siê w WKR w Wa³czu listopadzie 1954. Wszyscy poborowi z tego dnia zostali wywiezieni w nieznane pod konwojem por. Judy i dwóch uzbrojonych w PM wz.43 kaprali. Pó¼niej okaza³o siê, ¿e por. Juda by³ d-c± kompani saperów w naszym batalionie, jeden z kaprali by³ pomocnikiem d-cy plutonu szkolnego(„pe³ni³ te¿ rolê zastêpcy szefa kompani szkolnej”) i drugi by³ d-c± dru¿yny w szkole podoficerskiej.
Przez ca³± podró¿ utrzymywali w tajemnicy, dok±d nas wioz±, jechali¶my w zarezerwowanym wagonie i ¶ledzili¶my trasê po nazwach stacji kolejowych. Wysiedli¶my w Gi¿ycku zaprowadzili nas do ³a¼ni miejskiej tam jeden ze starszego rocznika ostrzyg³ nas maszynka na zero. Po k±pieli umundurowali nas bez zwracania uwagi na rozmiary mundurów i butów.
Po umundurowaniu jeden drugiego nie móg³ poznaæ. Jeszcze w ³a¼ni pozwolono miedzy sob± o ile to mo¿liwe powymieniaæ rozmiary butów i mundurów.
Najgorzej po umundurowaniu wygl±dali poborowi najwy¿si i najni¿si – to by³ naprawdê cyrk, wygl±dali jak strachy na wróble. Nastêpnie pomaszerowali¶my do twierdzy - to by³a droga przez mêkê, du¿o kolegów poobciera³o nogi (sztywne nowe saperki i ¼le zawiniête onuce). No a jak zobaczyli¶my bramê wej¶ciow± do twierdzy to nam miny zrzed³y (zostali¶my odciêci od ¶wiata zewnêtrznego).
Ca³y batalion saperów stacjonowa³ w budynku sztabowym, szko³a podoficerska mie¶ci³a siê na piêtrze z prawej strony korytarza, kompania saperów oraz pluton kierowców i innych ³apiduchów, na parterze za dy¿urk± oficera dy¿urnego. (koszarowiec II) Dowódc± batalionu by³ frontowy oficer kpt. Micha³ Michalski, szefem sztabu kpt. Kulig. W kompani saperów oprócz por Judy buli jeszcze por. Gejcyk i ppor. Ru³a. D-c± szko³y podoficerskiej by³ pocz±tkowo ppor. a pó¼niej por Edward Kalinowski bardzo wymagaj±cy oficer.
W koszarach (koszarowiec I) bli¿ej bramy wej¶ciowej stacjonowa³ dywizjon artylerii przeciwlotniczej wyposa¿ony w dzia³a pelot zamontowane na czteroko³owej lawecie holowane przez „Dod¿e” takie wiêksze odkryte ³aziki, które mie¶ci³y równie¿ ca³± obsadê dzia³a.
Po likwidacji w 1955r. jednostki wojskowej ³±czno¶ci stacjonuj±cej w koszarach w mie¶cie, szko³ê podoficersk± przeniesiono do miasta, a po likwidacji dywizjonu pelot w twierdzy, szko³a podoficerska wróci³a do twierdzy od grudnia 1955. W tym czasie zmieni³o siê dowództwo jednostki, d-c± zosta³ mjr. B±kowski a szefem sztabu por. Butyñski, przeniesieni z likwidowanego batalionu korpu¶nego
Na wyposa¿eniu batalionu by³ park pontonowy lekki, – czyli pontony, belki z drewna. Przewo¿ony na samochodach produkcji amerykañskiej stdudebakiery z wyposa¿enia I. DP WP. Twierdza by³a chroniona 3 posterunkami warty wewnêtrznej. Przy bramie – biuro przepustek, kancelaria tajna i wartownia oraz magazyny i park samochodowy.(Majdan). Za magazynami by³a ¶winiarnia batalionu, gdzie mo¿na by³o skosztowaæ – cebulê, marchewkê, sa³atê, bo ¶winiarz uprawia³ ma³y ogródek na swoje potrzeby. Na posterunku przy bramie mo¿na by³o czasem zobaczyæ... cywilnych ludzi. Batalion wystawia³ wartê w piekarni wojskowej w Wilkasach. By³a to warta niby w nagrodê – wypieka³a dla kasyna oficerskiego smako³yki – chrupi±ce bu³eczki. Ale pluton szkolny wystawia³ z soboty na niedzielê, – aby elewom zbytnio nie nudzi³o siê w koszarach.. Na przepustkê trzeba by³o zas³u¿yæ. Szko³a podoficerska trwa³a ponad 10 miesiêcy, uczono nas metod± przez g³owê i nogi.
Do rezerwy (w pa¼dzierniku 1956) zosta³em przeniesiony w stopniu chor±¿ego wraz Czy¿em, Pow±sk±, Przyby³owiczem i „Klat±”- Matuszewski (pseudonim z uwagi na atletyczn± budowê - nazwiska niestety nie pamiêtam, by³ on d-c± IV dru¿yny technicznej. W koñcu 1957 r. spotka³em siê z Przyby³owiczem, „Klat±” i moim d-c± dru¿yny ze szkole podoficerskiej, na trzymiesiêcznym kursie dokszta³caj±cym oficerów rezerwy w Oficerskiej Szkole Wojsk In¿ynieryjnych we Wroc³awiu. W rezerwie ods³u¿y³em oko³o 9 miesiêcy. Na jednym z æwiczeñ wojskowych, w Z³ocieñcu-Budowie spotka³em kolegê z mojego rocznika kpr. Kubackiego (by³ szefem w stolarni batalionowej) zosta³ d-c± dru¿yny w kompani saperów szkol±cych rezerwistów, nie podlega³ mi poniewa¿ by³ w innym plutonie. W jednostce wojskowej w Z³ocieñcu - Budowie meldowa³em swoje przybycie na æwiczenia wojskowe u szefa sztabu (znajomego z Gi¿ycka) kpt. Butyñskiego. Po z³o¿onym meldunku kpt. Butyñski pozna³ mnie i by³ zadowolony z mojego przyjazdu. Zaraz przedstawi³ mnie d-cy kompani, w której zosta³em d-c± plutonu. Kpt. Butyñski chwali³ siê mn±, ¿e jestem jego wychowankiem z jednostki w Gi¿ycku i wystawi³ mi ¶wietn± opinie jako d-cy dru¿yny w szkole podoficerskie.”
Kpt. rezerwy Jerzy Ciupka zam. £ysomiczki 76-248 Dêbnica Kaszubska pow. S³upsk woj. Pomorskie.
Po przeczytaniu tej historii z twierdzy gi¿yckiej – to nie jeszcze koniec mojej s³u¿by i kpr. J. Ciupki. Na pocz±tku stycznia 1957 znalaz³em siê ponownie w ¶ród swoich, ale ju¿ w Olsztynie w JW. 2436 wpierw w koszarach przy ul. Le¶nej a w marcu przeniesiona nas bli¿ej £yny. Dalej dowódc± by³ mjr B±kowski.
Przez dwa miesi±ce nasza kompania mia³a zadanie przeszkoliæ rezerwistów Mazurów, którzy jeszcze nie wiedzieli, co to w wojsku, a byli w wieku 30 do 50 lat. Sk³adali przysiêgê wojskow± - jak mi wiadomo kilkoro po zwolnieniu do cywila wyjecha³o do Niemiec Zachodnich. W kwietniu przyszed³ nowy rocznik, z którym by³o bardzo ciê¿ko, bo zaznali wolno¶ci po pa¼dziernikowej. Trudno by³o zaprowadziæ dyscyplinê, ale dobrze wyszkoleni w twierdzy dali¶my radê i po pewnym czasie by³o wszystko po naszej my¶li. Ale kilku po przysiêdze odwiedzi³o areszt. W pa¼dzierniku 1957 zostali¶my przeniesieni do rezerwy. W 1966 powo³ano mnie na 2 miesi±ce na przeszkolenie do W³oc³awka – gdzie jak ju¿ pisa³em spotka³em z cz³owiekiem z Gi¿ycka ju¿ teraz pp³k. Butyñski. Co do naszego kpr. Jerzego Ciupki rocz. 1934 to jak mi wiadomo, po opuszczeniu twierdzy, zatrudni³ siê zgodnie zawodem w le¶nictwie ko³o Szczecinka i s³u¿bê pe³ni³ do emerytury. Ale wojsko nie zapomnia³o o nim i do¶æ czêsto otrzymywa³ wezwania na przeszkolenia i tak doszed³ do stopnia kapitana. Ju¿ rezerwy. Wszystko by³o tak dawno.
Na zakoñczenie chcia³bym podziêkowaæ panom - Jerzemu Ciupce, Wojciechowi Ró¿ewiczowi, Wojciechowi Chodakowskiemu za otrzymane wiadomo¶ci i fotografie - które pomog³y dokonaæ uzupe³nieñ i poprawek w tym skromnym wspomnieniu z lat, gdy twierdza by³a mym domem.
KONIEC
TWOIM ZDANIEM
Taka Warszawa w obiektywie J. Urbaniaka




... nie tylko od ¶wiêta

Rogale marciñskie
Efekt Φ


Redakcja - Kontakt - Napisali o nas - Nasze bannery | |||||||||||||
Copyright © 2002-2019 Wydawnictwo Internetowe Album Polski | ![]() | Powered by | ![]() | ||||||||||
Wszystkie prawa zastrze¿one. |